W obecnych czasach, kiedy tyle godzin dziennie spędzamy w internecie lub z nosem w telefonie, publikując kolejne tweety, wrzucając kolejne zdjęcia do Instagrama itp., powstał nowy problem. Będzie to-nieco jeszcze pozostając w klimatach 1 listopada-problem pod tytułem: "Co powinno się dziać z takimi kontami, kiedy użytkownik umrze, zginie itp.?". Jest to poruszane co roku w okolicach Święta Zmarłych. Prawda jest jednak taka, że jest to kwestia do tej pory nierozwiązana, a przecież jakoś trzebaby to usystematyzować.
Słyszałam już o różnych rozwiązaniach lub propozycjach:
-usuwanie konta po okazaniu aktu zgonu użytkownika
-konta pt. "martwe dusze" oznaczone świeczką, czarną wstążeczką i tym podobne
-automatyczne usuwanie konta, jeśli przez rok nie zamieści się tam żadnego wpisu.
Niedawno ojciec opowiedział mi o jeszcze jednym sposobie, bardzo jak dla mnie upiornym, czyli aplikacji, którą instaluje się w telefonie czy komputerze, a która...udziela się w imieniu zmarłego. "Wie", co polubiłeś na Facebooku i trzyma rękę na pulsie, komplementuje zdjęcia znajomych, choć piszący już nie żyje...Ja przepraszam, ale dla mnie to lekko "chore".
Do zainteresowania się tym tematem, oprócz powracającego w mediach motywu, zainspirował mnie research internetowych śladów po tragicznie zmarłym żużlowcu Lee Richardsonie. Strona internetowa-OK, zniknęła, zlikwidowano ją, choć można by tam zamieścić jakąś księgę kondolencyjną, wspomnienie i też byłoby dobrze. Natrafiłam jednak na jego konto na Twitterze, które...hmmm, wygląda tak, jakby właściciel wyszedł gdzieś na chwilę i miał za moment wrócić...Zatrzymało się na przedostatnim dniu jego życia, 12 maja 2012. Jak upiornie to wygląda, możecie zobaczyć tu. Mnie osobiście najbardziej zasmuciło, przeraziło to pisane w sobotę do innego zawodnika "See you Tuesday"...Wiadomo, że się w ten wtorek nie zobaczyli. W ogóle przerażające jest to, że w życiu nic nie wiadomo. Dzisiaj, teraz chodzisz, jeździsz, a za chwilę cię nie ma. Kto zna drogi przeznaczenia?...
Czytałam też o tym, by pozostawiać innym członkom rodziny hasła do swoich kont, aby w razie śmierci użytkownika mogli oni konto usunąć lub napisać tam o tym, co się stało. Sama nie wiem, która z tych opcji jest najbardziej rozsądna. I nie wiem, czego bym chciała na przykład dla swojego blogu. Przepraszam, że uderzam w takie nuty, ale ponoć trzeba być przygotowanym na wszystko...Chyba jednak wybrałabym opcję: "Usuwanie po roku bez wpisu"...
A jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Usuwać czy zostawiać, robiąc z profilu takiej osoby miejsce pamięci? W końcu człowiek żyje tak długo, jak trwa pamięć o nim, także ta internetowa...
Też byłabym za usunięciem konta, po upłynięciu roku bez logowania, bez aktywności. To trudna sprawa, zwłaszcza na fejsie, kiedy ktoś zginie, szczególnie ktoś młody i bez przerwy znajomi wrzucają mu na tablicę jakieś smutne wierszyki, czy te chore świeczki [*], albo to, co ostatnio się zdarzyło, założono funpage w stylu "Iwona, będziemy pamiętać [*] i było około 200 lajków... To dopiero chore!
OdpowiedzUsuńJa bym chciała żeby to żyjący zadecydowali za mnie. Na takich kontach jest dużo osobistych spraw, zdjęć, przemyśleń, które mogą pomóc przetrwać najbliższym i ocalić sporo wspomnień o tej osobie.
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do Liebstera ;)
UsuńMoim zdaniem takie konta powinny być usuwane - jak najszybciej. Dwa lata temu kiedy zginął mój kumpel, jego rodzeństwo postarało się o zlikwidowanie wszelakich kont gdy zobaczyli, że masa internetowych "no-life'ów" wysyłała wirtualne świeczki. MIEJSCE PAMIĘCI POWINNO BYĆ W NASZYCH DUSZACH I GŁOWACH a nie w necie.
OdpowiedzUsuńna dzień dzisiejszy chciałabym, żeby wszystkie moje konta zostały usunięte właśnie po roku nieaktywności. nasunęło mi się tylko takie pytanie, a co z blogami, które naprawdę mają jakąś wartość i mogłyby zostać na dłużej? może fajne byłoby deklarowanie się odpowiednio wcześnie (np. przy zakładaniu konta), co chcemy żeby stało się z naszym internetowym miejscem
OdpowiedzUsuńJak mi ktoś po śmierci zapali świeczkę w internecie to chyba będę go straszyć do końca życia...po mojej śmierci pewnie pousuwa wszystko moja rodzina...
OdpowiedzUsuńJak będę miała chwilę czasu to później przeczytam i napiszę swój komentarz, a teraz na szybko tylko chcę Ci napisać, że nie pożyczyłam :) Sama muszę kupić biurko, pożyczyłam tacie kasę (zresztą jego kasę, dał mi na autobusy już na cały rok, ale stwierdziliśmy, że lepiej kupić z tych niż na raty brać) na podłogę i nie mam. Znaczy oficjalnie nie mam :P Mój tata skomentował to tak "Jak masz to się nie chwal." Z rodziną najprościej o kasę się pokłócić idzie :/
OdpowiedzUsuńPoruszyłaś bardzo ciekawy temat... Szczerze mówiąc miałam taką sytuację, że o tym, że mój dalszy znajomy nie żyje dowiedziałam się poprzez "znicze" z facebooka, więc może nie do końca to takie złe, jeśli rzeczywiście może podtrzymać pamięć o kimś. Sama nie wiem.
OdpowiedzUsuń