Czy tylko ja na tym świecie mam cholerne wrażenie,że cholernie nigdzie nie pasuję?1.Nie pasuję do swojego domu,bo:
a)uprawia się w nim kult czytania(książek),a mnie to średnio interesuje-nie rozumiem swojej szurniętej mamuśki,która tyle czyta(co chwilę coś),w bibliotece(i jej filiach)bywa co najmniej raz w tygodniu i za każdym razem znosi do domu tony makulatury(o,pardon,literatury światowej).
b)uprawia się przesadny,niezrozumiały kult wykształcenia-moi starzy,choć nie są tacy starzy,ciągle trąbią o tym,że "studia najważniejsze","skończyć trzeba" itd.Nie rozumieją,że nie znoszę swojej szkoły,studia mnie guzik obchodzą i niczego po nich mieć nie będę.
c)starzy nie rozumieją mojego pociągu do Wlk.Brytanii i wielkiej(codziennie większej)chęci wyjazdu.A mnie chodzi po prostu o to,by nie musieć już chodzić do głupiej szkoły.Wolę przekładać mrożonki w Ocado i spać po robocie na zapleczu,ale mieszkać w lepszym kraju,niż być na śmieciowej umowie w Polsce(tylko gdzie?).
d)moi "cudowni rodzice" nie rozumieją też,że nie chcę-w przeciwieństwie do nich-spędzić prawie całego życia w jednym miejscu(np.moim nudziarskim mieście),tylko chciałabym dokądś stąd wyjechać(i to ASAP,bo zwariuję).
Nie pasuję też do ogólnego obrazu kobiety(przynajmniej według niektórych).Jeśli znasz się na żużlu lepiej niż facet i nie chodzisz na mecze tylko po to,by podrywać facetów/kontemplować urodę zawodników,a do tego np.nie boisz się pająków,to jesteś...facetem(jedna moja koleżanka nazwała mnie kiedyś "chłopakiem".Byłam w szoku).Póki co,przeszedł mi jeszcze bardziej heretycki pomysł pracy w mediach żużlowych(wywiady to cholerna nuda,a na coś innego raczej nie mam szansy).Może chociaż w tym jest dla mnie cień szansy na "normalność".
Nie pasuję do kanonu kobiet naszych czasów,bo nie jestem blondi z tipsami,która zatrzasnęła się w solarium i nosi tonę różu(na policzku i na ubraniu).
Nie pasuję do współczesnego kanonu młodych ludzi,których generalnie mało co interesuje i obchodzi.Przykład:wizyta u kuzynki.Mówię jej:"Czytałam ostatnio w gazecie o takim a takim filmie,takiej i takiej książce...",a ona mi odpowiada:"A skąd ty to wszystko wiesz?".No jak,kurde,skąd?!Wystarczy poszukać.Jak mnie coś zainteresuje,szukam o tym informacji w internecie czy gdzieś.I już coś wiem.Nie słyszałaś,kuzynko,że tak można?
Nie pasuję do naszych czasów,gdzie każdy goni za setkami dyplomów,miliardami skończonych kursów i tak dalej.Mnie zadowala to,co już mam,poprzestałabym na licencjacie.Po co więcej?Nie rozumiałam tekstu mojej drogiej kuzynki D.,że "za magistra więcej ci zapłacą"(niby w pracy).Sorry,ale nie znam powszechnie uprawianego zawodu,w którym miałoby to szczególne znaczenie(no dobrze,magistra musi mieć lekarz,prawnik,nauczyciel i pewnie ksiądz).Ale tak poza tym?
Nie pasuję też-i to mnie cholernie boli-do ludzi w swoim wieku,np.z mojej "wspaniałej" szkoły.Nie rozumieją,że nie lubię oglądać telewizji("To nie oglądasz Majki?"-spytała moja zbulwersowana koleżanka i nie mogła zrozumieć,że nie chcę poświęcić godziny dziennie na polskie popłuczyny po wenezuelskiej telenoweli),że czasami lubię przeczytać jakąś książkę,która nie jest lekturą,że nie interesują mnie imprezy(tzn.jestem normalna,ogólnie to mnie interesują,ale nie w takim wydaniu,jakie oferuje mi moje miasto.Imprezy studenckie?Chlanie w akademiku,robienie sobie głupich zdjęć i wrzucanie potem na Fejsa?Nej,tack-że tak powiem po szwedzku.Tak samo dziękuję za imprezy w przaśnych "klubach" mojego miasta.
Jak widać,jestem dziwaczką na 102.Nie wiem,jakim cudem jest jeszcze w ogóle na mnie miejsce w społeczeństwie...
Moje poczucie przygnębienia pogłębiła lektura "Wysokich Obcasów Extra",które przyniosła do domu mamuśka.Ten cały wielki świat,Warszawa i te klimy(nie żebym chciała mieszkać w Warszawie,absolutnie nie,chodzi mi tylko o "wielkomiejskość")...I jak z tym żyć,ludzie?...
ja też nigdzie nie pasuje, jestem indywidualnością, dlatego trudno mi znaleźć osobę z którą nawiążę dobry kontakt. jeżeli już nawiążę to potem się martwię, że to stracę... -.-
OdpowiedzUsuńMyślę, że każdy z nas gdzieś pasuje. Czasem niestety rodzimy się w nieodpowiednim miejscu, klimacie, w nieodpowiedniej rodzinie. Życie polega na tym, aby odnaleźć swoje miejsce. Najważniejsze, żeby szukać.
OdpowiedzUsuńRacja.Ale ja jeszcze nie znalazłam,i nie wiem,czy kiedykolwiek mi się to uda.
Usuńah, bo mnie wszystko denerwuje, musiałam się gdzieś wyładować :D
OdpowiedzUsuńja też szukam, pcham się w różne miejsca, szkoły, ale do tej pory nie znalazłam, a to z kolejnym mijającym rokiem coraz bardziej frustruje...nie umiem znaleźć celu...:/
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz w tak archiwalnym wpisie:) U mnie, mimo że tyle czasu minęło, niewiele się w tej materii zmieniło. Nadal nie wiem, czego szukam, czego szukam, do czego dążę. Żyję z dnia na dzień, licząc na to, że zdarzy się cud i znajdę miejsce, które będzie mi odpowiadało.
UsuńA dobra dusza skąd do mnie trafiła? Pytam z ciekawości...
Bardzo dziękuję za odwiedziny.
PS. Ty chociaż próbujesz czegoś szukać, ja ciągle stoję w miejscu...
Usuń