sobota, 22 grudnia 2012

Koniec świata jest codziennie

Przynajmniej dla mnie. Kolejny dzień, a ja znowu siedzę i płaczę. Mam już dosyć tej sytuacji i tego, jak na nią reaguję, ale inaczej nie umiem.
Kolejny dzień z rzędu kłócimy się z matką o pieniądze. Ta sytuacja jest skomplikowana, ale spróbuję Wam ją wyjaśnić.
Jeśli chodzi o "moje" pieniądze, to mam stypendium i działalność. Za dawnych czasów, kiedy ojciec miał poprzednią pracę, te pieniądze z działalności były moje. Potem brał, żeby zapłacić ZUS, ale oddawał. Teraz bierze całość, chociaż są to kwoty rzędu 530 złotych, a ZUS to 400. Nie oddaje oczywiście. Nie wiem, co robi z resztą, tymi ok. 130 PLN różnicy, ale mówiąc szczerze, nie obchodzi mnie to. Niby mam to stypendium, ale mamuśka oczywiście mówi, że mam nie tracić na bzdury. Po co mają leżeć? Rozumiałabym, gdybym miała np. odkładać na jakiś wyjazd albo ciuch. Ale nie, najmniej służy to temu, leżą bezproduktywnie, a kiedy biorę np. 50 złotych, bo chcę sobie coś kupić, a wiem, że matka mi nie da, to jest wielka afera.
Myślałam, że to się zmieni. Zaczynając z "Tygodnikiem" miałam nadzieję na...nie na wielki, ale na wnoszący coś zarobek. Myślałam, że się odbiję, a tu nic. No bo co zrobić z przelewem rzędu 40 złotych? Kpina.
Jak wiecie, w tygodniu pracować za bardzo(np. w biurze)nie mogę, a na weekend to moje miasto oferuje tylko pomoc w sklepie ciuchowym(brak doświadczenia, nie wzięliby mnie). O innych nie słyszałam. No i od początku studiów gryzę się, co mam wymyślić. I nadal nie wiem. Zajmowanie się dziećmi? Odpada, zresztą teraz to opiekunki szukają dzieci, a nie odwrotnie. Jakieś prace plastyczne? Brak talentu. Innych pomysłów nie mam. Nie wiem, czy tylko ja jestem taka głupia, czy to wina tego, że rodzina nie zatrudnia mnie w swojej superprosperującej firmie, jak koleżanki M...Nic już nie wiem. Wiem, że jest mi coraz ciężej-i z pieniędzmi, i z wytrzymaniem w domu. Jeśli te kłótnie będą się powtarzać, to w końcu coś sobie zrobię. Mam już dosyć.
Głupia byłam, że nie wyjechałam zaraz po maturze do UK, jak chciałam. To zaoszczędziłoby mi wielu rozczarowań związanych ze szkołą i z-jak się okazuje-z życiem. Byłabym z dala...to nie, zachciało mi się być grzeczną córeczką, studentką, i to dzienną, żeby się nie skalać jakąś pracą typu market...Teraz widzę, jakie to było frajerstwo... Trzeba było myśleć o sobie, iść na zaoczne albo coś...ale cóż, zauważyłam już, że popełniam w życiu same błędy.
Przepraszam, że znowu smęcę, ale życie mnie do tego zmusza. Jest tak, jak jest, a ja nie umiem sobie z tym inaczej radzić. Chyba w ogóle z niczym sobie nie radzę, albo nic nie umiem...

8 komentarzy:

  1. niestety dla nas dziennych ciężko jest znaleźć pracę tylko na weekendy. Z kolei jak pracowałam w sklepie sportowym to prawie zawaliłam sesje bo w tygodniu zajęcia, po zajęciach od razu do pracy do 20.00 , potem wrócić do domu- 22.00 i na drugi dzień to samo, jak miałam dzień wolny od zajęć to siedziałam cały czas w sklepie. Weekendy też praca niby do 16.00 ale po całym tygodniu zajęć i pracy nie miałam siły się uczyć...bo żeby dojechać na 8.00 na zajęcia to muszę wstać 5.20 i tak na nogach do 22.00 było męczące...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przynajmniej miałam czym płacić za poprawki ;p

      Usuń
    2. niby tak ale tą pracę miałam też po znajomości- załatwił mi ją mój były chłopak. Też mnie potraktowali chamsko bo umowę miałam do maja a zwolnili mnie w marcu bo tam się sporo dzieje tylko w okresie zimowym...później już nie potrzebowali pomocy , a jednak woleli zaoszczędzić 1200zł :(

      Przykro mi, że tak się czujesz przez to zabieranie pieniędzy... :(

      Usuń
  2. pieniądze... przez to właśnie rozpadła się moja rodzina, ale nawet nie chcę o tym myśleć, święta idą, trzeba przestać zaśmiecać głowę niepotrzebnymi myślami.

    OdpowiedzUsuń
  3. kurcze, faktycznie powazna sytuacja ... w sumie to nie lubie komentowac w zaden sposob takich notek, bo po prostu nie wiem jak pocieszyc dana osobe ... jedno jest pewne, nie mysl o zrobieniu sobie czegos zlego:)

    OdpowiedzUsuń
  4. to jest właśnie najgorsze, te cholerne pieniądze. wiem co czujesz, bo w mojej rodzinie jest podobna sytuacja. współczuje, ale mam nadzieję, że wszystko się ułoży u Ciebie. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Akurat nie chodziło mi o to, abyś pocieszała się moim nieszczęściem, szczególnie, że jestem baaaardzo szczęśliwa, ale chciałam Ci pokazać, że wszystko jest możliwe, a z każdej sytuacji można znaleźć wyjście, jeśli tylko ma się cel. Ja zaczynałam wszystko od zera. Wychowywała mnie babcia, która zmarła, straciłam po niej mieszkanie, nie miałam nic, ani nawet chęci, by coś sobie stworzyć. Aż w końcu znudził mi się płacz i zaczęłam rozglądać się za szansą. Na psychologię też już myślałam, że nie mam szans. 3 lata próbowałam się dostać. Dopiero za 3 razem, po poprawieniu matury mnie przyjęli. Więc to był dla mnie dodatkowy dół, przez jakiś czas.

    Praca internetowa nie jest jakąś tajemnicą. W necie potrzebni są eksperci, którzy znają się w jakiejś dziedzinie i wytłumaczą coś prostym ludziom. A ponieważ ludzie po studiach wolą stałą pracę, nie wirtualną, to wybierani są w necie głównie studenci. Ja studiuję psychologię, więc wzięli mnie do portalu z poradnictwem online. Aczkolwiek myślę, że opiekowania się dzieckiem nie powinnaś rzucać, bo to dość łatwa praca ;). Możesz sama się ogłosić, że zajmiesz się dzieckiem, pomożesz odrobić lekcje... Nawet jak krzykniesz tylko 10 zł/h, to choćbyś przychodziła na 2 h dziennie, przez 5 dni w tygodniu, to sobie policz ile by Ci się udało zaoszczędzić!

    Moja ciocia podobnie podchodzi nieco do tych spraw, co Twoi rodzice. Jak zarobię więcej od razu każde się dokładać, czy płacić za to, czy tamto, więc ciągle szukam nowych form zarobku i większość zleceń ukrywam. A to w piątek uczę gimnazjalistkę angielskiego, a to w pon i czwartki odbieram dziecko ze szkoły, a to odrabiam lekcje z innym dzieckiem. Zlecenia przy inwentaryzacjach też czasem da się ukryć, choć z drugiej strony... Część rachunków płacę sama z siebie. Mój komp sporo zżera prądu, bo włączony niemal non stop, za internet, telefon, to wiadomo, bo moje. Czesne za studia (800zł), szkoła językowa (300zł) no to też moja sprawa. Ciotka by się chyba powiesiła, jakby prócz czynszu, kredytu mieszkaniowego i opłat musiała za to płacić. Kota chciałam drugiego, no to i żarcie kupię i żwirek od czasu do czasu, bo po prostu muszę być odpowiedzialna, za to, czego ja chcę. Dlatego mam tyle mini prac, aby się nie narobić, a żeby chociaż 500 zł zostawało mi miesięcznie tak dla mnie.

    Aczkolwiek jak zaczynałam studia byłam niemal pewna, że nie dam rady, jak to nie mam przecież pracy, jak niby mam zarobić aż tyle??? Ale moja kumpela dorabia na korkach i miesięcznie potrafi wyciągnąć za to 5 tys!!!!! No to czemu mam być gorsza ;) To serio żyła złota i nie wierzę, że nikt w Twojej mieścinie nie potrzebuje pomocy w lekcjach, czy w przedmiocie z którego czujesz się na siłach pomagać ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. moje święta też nie będą magiczne, ani takie jak z reklamy, ale może chociaż trochę pozwolą mi zapomnieć.

    OdpowiedzUsuń