Piosenka na dzisiaj: Lenny Kravitz, "Fly away". Nie wiem, skąd mi przyszła do głowy, bo owszem, poważam twórczość "Lnianego Krawca", jak go kiedyś nazwaliśmy z M., ale nie mogę słuchać, bo przypomina mi o M. właśnie... Dziwne, dziwne. Może dlatego przyszła mi do głowy, że też chciałabym odlecieć, i żeby mnie to wszystko nie dotyczyło? Chyba.
Odkryłam jedną ze swoich rozlicznych wad. Może inaczej: przyjęłam ją do wiadomości. Jak to u mnie bywa, nie uważam tego za wadę, tylko za "wyjątkową cechę, która wyróżnia mnie z tłumu". Tak to sobie wymyśliłam. Lepiej brzmi i nie trzeba nad tym pracować... Ta "wada" czy też "wyróżnik" to to, że nie umiem się w nic zaangażować. Przynajmniej na dłużej. Najczęściej, gdy biorę się za coś, czym się jaram i na co się napalam, zapału wystarcza mi na bardzo krótko. Tak było w przypadku każdej ze szkół(obecnej też), tego jak miałam się zabrać za współtworzenie uczelnianej gazetki(poszłam na pierwsze spotkanie, ale gdy usłyszałam, że coś mamy napisać, nie napisałam i więcej się tam nie pojawiłam, teraz już sama nie wiem, dlaczego...). Entuzjazm z gazetą żużlową skończył się między innymi po pierwszej wpłacie. Ta moja cecha tyczy się także np. facetów. Jedno spotkanie, jest OK, a potem odpuszczam, "bo o czym będziemy gadać na spotkaniu drugim". Z jednej strony to bardzo wygodne, z drugiej trochę niszczy życie. Jeszcze jeden przykład: nauka szwedzkiego. Gdy nie miałam jej w szkole, schłam z chęci. Potem krótko miałam, wydawało mi się, że złapałam bakcyla, ale teraz, gdy ciągle mówię sobie, żeby zabrać się samej za naukę w domu, by nie zapomnieć, zawsze znajdę coś, by tego nie zrobić.
Przykład ostatni: praca magisterska. Temat teoretycznie wymarzony dla mnie, coś, co kocham. Entuzjazm skończył się po pierwszym podrozdziale, gdy powinnam się przekopać przez "TŻ". Oczywiście, wszystko tkwi w martwym punkcie.
Do czego pnę? Do tego, co nasunęło mi się dzisiaj. Kiedy kuzynka D. zaproponowała mi, żebym była chrzestną B., miałam wątpliwości, wahałam się, chciałam odmówić. Teraz już wiem, że jak człowiek nie jest czegoś w 100 procentach pewien, nie powinien się w to ładować, bo nic dobrego z tego nie będzie. Mój entuzjazm skończył się szybko. Chrześniaczka ma dopiero rok z małym okładem, a ja już migam się od wizyt, a kupowanie prezentów zwalam na mamuśkę, "bo ona się zna na dzieciach, a ja nie". Nie tak to powinno wyglądać, ale przecież nie rozbudzę w sobie nagle miłości do dzieci, nie? Nie da się tak na zawołanie...
Tak. Jak zauważyła koleżanka Pandzia, na wszystko, co mi się mówi, znajdę sto tysięcy kontragumentów, które potwierdzą MOJĄ tezę, a nie tego, kto mi coś wytyka. Zgadzam się z tym. Ogólnie stwierdzam, że mam straszny charakter, i oczywiście nic z tym nie robię, bo tak jest lepiej. Pytanie-jak zmienić chrakter? Pytanie do studentek psychologii, których tu nie brakuje. Chciałabym coś zmienić w swoim podejściu do życia, ale obawiam się, że zapału wystarczy mi na krótko. I co tu z tym zrobić?...
Pytanie- ile tu studentek psychologii z powołania ;)
OdpowiedzUsuńcharakteru nie da się zmienić, można nad nim ewentualnie popracować. Myślę, że brakuje Ci motywacji. Ja mam często tak, że np w wakacje napalam się na szukanie pracy- przez 2 dni jest ok ale potem mi się odechciewa bo przecież zatrudnią kogoś kto ma czas przez wszystkie miesiące w roku, a nie tylko 3. Może kwestia wyboru miejsca pracy- ale z drugiej strony nie pójdę przecież do monopolowego...Tracę motywację i wkrada się także moje lenistwo. Na więcej tematów nie będę się psychologicznie wymądrzała bo po prostu nie znam Cię i trudno po blogu stwierdzić czy może Twoje problemy z "drugą randką" wynikają z tego, że jesteś nieśmiała czy może kryje się w tym coś więcej :)
niestety nie, ale jutro ide na pewno ! :)
OdpowiedzUsuńjaki tam zły, dzisiaj muzyka z rana mi pomogła, dzięki za wsparcie :)
OdpowiedzUsuńTeż mam słomiany zapał, to irytujące czasami, bo mogłabym zrobić sporo rzeczy, ale cóż. No sypiesz kontrargumentami, postaram się pomyśleć, co mozesz z tym zrobić. Też jestem chrzestną, chrześniaczka ma już rok i dwa miesiące, prezent kupuję jej wtedy, gdy mam pieniądze, bo nie zarabiam, odwiedzam ją, gdy tylko mogę, w przyszłości będzie musiało to być częściej niż 2 razy do roku.
Ja sobie robiłam, jeśli chodzi o motywację coś typu: nauczę się na coś i gdy to zrobilam, w nagrodę piłam ulubioną herbatę na przykład. Jeśli chodzi o kontrargumenty, to kiedyś ja też tak miałam, wiadomo, tak łatwiej, ale się w końcu na siebie wkurzyłam, parę razy się przemogłam, chociaż było ciężko i się nieco zmieniło.
OdpowiedzUsuńa ja właśnie angażuje się we wszystko zbyt mocno, co nigdy na dobre mi nie wychodzi. chciałabym do pewnych spraw podchodzić z dystansem, to by mi dużo pomogło.
OdpowiedzUsuńnie, nie chciałabyś. wierz mi. codzienne bóle brzucha ze stresu o każde gówienko naprawdę potrafią zniszczyć psychikę.
OdpowiedzUsuń