Euro na szczęście już się skończyło,ale mam wrażenie,że swego rodzaju narodowy orgazm na tle tego,jak to u nas niby jest fajnie,trwa.Wciąż wspominamy kibicowskie uniesienia i "tych wspaniałych kibiców".Swoją drogą,mamy prawo,w końcu nie było u nas drących się po pijaku Anglików czy innych Holendrów.Stąd też wspominamy przemiłych(prawem generalizacji-wszyscy co do jednego byli mili,typów spod ciemnej gwiazdy i awanturnikow brak)Irlandczyków.W dzisiejszej gazecie przeczytałam artykuł,który mówi o tym,że niektórzy(Irlandczycy oczywiście)już wracają.Euro dla Irlandii skończyło się kilka dni temu i już powroty?Coś to grubymi nićmi szyte.Ale taki już jest ten nasz naród,mamy na codzień tak mało chwalenia,że każdy sukces długo potem rozpamiętujemy i eksploatujemy do granic wytrzymałości.Z grupy na Euro nie wyszliśmy,ale "tę polską gościnność" będą pamiętać(za sprawą natrętnego przypominania np.w telewizji)jeszcze nasze wnuki...Żałość.
PS.Dziś kolejne okazje do narodowego(sportowego)orgazmu-Radwańska w finale Wimbledonu i nasi żużlowcy w DPŚ.O ile urosło już od rana nasze polskie,zbiorowe ego?...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz