Co u Was? How are you? Wie geht's? Hur mår du?
Jestem. Nie zniknęłam. Po prostu...po pierwsze, nic się nie dzieje, a po drugie, za każdym razem, kiedy usiadłam do komputera i napisać nową notkę, czułam jakiś paraliż palców...i głowy.
Jak już wspomniałam, nie dzieje się nic sensacyjnego. Widoków na pracę brak, moja ostatnia szansa (elektryzująca oferta "dziennikarz" na stronie urzędu pracy w moim mieście) okazała się ściemą...Czekam na styczeń. Może z nowym rokiem zacznie coś lepiej iść?
Moimi pocieszycielami są teraz:
-elektryzująca nowość w Polsce, czyli "waniliowa cola prosto z Annopola" (do tej pory piłam tylko francuską i niemiecką waniliową, ale nasza także daje radę),
-ta piosenka, moje zaklęcie...muszę sobie powtarzać jak mantrę, może w końcu tak będzie:
Pal sześć, że okropna melodia i że tekst w znienawidzonym niemieckim. Coś mi odbiło, nie pytajcie.
Jest jeszcze jeden pocieszyciel, choć może złudny...Ale od początku.
Wiecie o pewnej historii, która nastała w moim życiu 11 lat temu. I wcale nie chodzi mi o żużel...Jest to ta słynna damsko-męska opowieść, która ciągnie się za mną od dłuższego czasu. Od kiedy w 2004 roku straciliśmy kontakt, raz przypadkiem spotkałam go w mieście, on kilka razy widział się z moim ojcem...Później sprawa przyschła. Do teraz. Podczas wizyty na Facebooku coś podkusiło mnie, by wpisać jego imię i nazwisko do wyszukiwarki. Znalazłam. Był. Jest. Niewiele ciekawego się dowiedziałam, brak w profilu szałowych zdjęć czy informacji na temat obecnego miejsca pracy (choć coś obiło mi się o uszy, że to pozostało bez zmian). Nie muszę mówić, że od tamtej pory myślę, zastanawiam się...i palce mnie swędzą, żeby napisać, zapytać, co u niego, poprosić o spotkanie...Ale nie wiem, czy się na to zdobędę...Z drugiej strony, skoro ten fakt już zrobił trochę dobrego (nie smucę się tak ciągle), to może warto "pociągnąć temat"?...Jakoś mi z tym wszystkim dobrze na duszy, mam temat zastępczy, może zrobić tak, by było JESZCZE lepiej...
Postaram się odezwać w najbliższym czasie...Buziaki.
Urzędy pracy podobno obiecują, że po nowym roku zaczną się kursy i nowe oferty pracy ;)
OdpowiedzUsuńnowy rok, nowa motywacja :) dasz radę!
OdpowiedzUsuńcóż, ciekawa jestem, czy znajomość odrodzi się na nowo :)
Odważ się i napisz :) nie masz nic do stracenia, a możesz tylko zyskać.
OdpowiedzUsuńoj, ja to myślę, że albo w jedną, albo w drugą stronę, tzn. albo napisz, albo zapomnij. nie trzymaj się zbyt długo w zawieszeniu, bo to tylko wyniszcza.
OdpowiedzUsuńps: wiem, że 'łatwo mówić' ;-)
Warto się odezwać, bo niby czemu nie?! Co masz do stracenia? :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że styczeń przyniesie jakieś pozytywne zmiany w Twoim życiu!