Hej. Po raz kolejny będzie bardzo na szybko, daję tylko znać, że żyję:) Nadal nie mam internetu w zwyczajowo używanym komputerze, dlatego goszczę się kątem i moje wizyty w internecie ograniczają się do sprawdzenia poczty. Nadal walczę z pracą, próbuję nadać jej JAKIŚ kształt, i czekam na wyrok w postaci niezdanie egzaminu, wiecie którego, po raz czwarty. W USOS jeszcze nic nie ma, nie mam dostępu do maila tego roku niżej, z którym chodziłam na zajęcia...Będę musiała zadzwonić do kogoś i zapytać. Czuję się zmęczona tymi szkolnymi perturbacjami. Chcę jechać na jakieś wakacje! I to już!
Skoro sytuacja wygląda u mnie tak, jak wygląda, nie dzieje się u mnie nic szałowo-ciekawego. Wczoraj byłam tylko na meczu żużlowym. Miałam miłe towarzystwo, szkoda tylko, że nie takie, o jakie zawsze się dopraszam, czyli "wysokiego, przystojnego dżentelmena lat około 20", a małżeństwo z dzieckiem, ale i tak było miło. Był też mój zwyczajowy sąsiad, który-muszę to przyznać-zaczyna mnie denerwować. Jak tylko przyszedł (ja byłam wcześniej), zaczął od wyrzutu, dlaczego nie było mnie na meczu w poprzednią niedzielę. Gdy mu powiedziałam, że musiałam robić to, co robiłam, był bardzo zdziwiony i nie uznawał tego za argument. Tak samo, jak tego, że wyjątkowo nie miałam ze sobą programu-stoiska niedaleko mojego miejsca nie było, a na to, by wracać do kas, nie miałam zbytnio czasu i szans, bo w bramach było pełno ludzi. Szkoda gadać. Bez żalu włączyłam się więc w pogawędkę z tymi nowymi sąsiadami. Sympatyczni ludzie, dziecko (6-letni synek) też. Najbardziej podobała mi się taka oto scena w ich wykonaniu: mecz zaczynał się o 18.30, więc gdy skończył się 12.bieg, bylo już dobrze po 20.00. Rzeczony synek, Adaś, zaczął marudzić, że zmęczony i śpiący, a matka do niego z lekką pretensją w głosie:
-Nie wytrzymasz jeszcze tych 3 biegów?
Niestety, nie wytrzymał, i poszli sobie. Może i dobrze, bo nasza drużyna ZNOWU przegrała:( To się już robi nudne.
Kidy w poprzednim poście z odpowiedziami na Liebstera napisałam, że chciałabym wyjechać za granicę i trochę odpocząć, zostałam zasypana tekstami o byciu au pair. Od razu udałam się na kilka związanych z tych stron. Niestety, wychodzi na to, że to nie dla mnie, a na pewno nie teraz-po pierwsze, fanką dzieci jestem średnią. Nie posiadam odpowiedniego doświadczenia w opiece nad dziećmi, a co za tym idzie, "radosnego zdjęcia, na którym bawiłabym się z dzieckiem"-jak napisali na jednej ze stron, to "warunek konieczny". Nie mam też, póki co, pieniędzy na wpłatę, której trzbaby dokonać. Droga póki co, się zamyka, ale kto wie, może po studiach się za to wezmę? W końcu jako au pair można wyjeżdżać do trzydziestki. Jeszcze troszeczkę czasu mam. Kierunki, muszę przyznać, kuszą-widziałam oferty wyjazdów do Szwecji oraz-co gorsza-do Brytanii. Nie umiałabym się zdecydować, dokąd chcę jechać! Obie opcje podobają mi się tak samo.
Przepraszam za brak konkretów, ale wobec ograniczonego czasu przy kompie mam gonitwę myśli i trudno mi to zebrać w składny post.
PS. Obiecuję, że jak będę mieć net, odpiszę na komentarze i w ogóle! Jesteście wspaniali, że tak to wytrzymujecie ze mną...
A co u Was? Do następnego razu!
au pair to by było coś. tylko mam ten sam problem - nie trawię dzieci. a to byłyby dzieci które jeszcze mówią w obcym języku...
OdpowiedzUsuńa pracę skończ i miej z głowy, musi się udać!
piszę w sprawi aupair :D póki co oglądam w necie oferty różnych rodzin i sprawdzam, jakie mają wymagania itd :D do końca miesiąca muszę coś znaleźć ;)
OdpowiedzUsuńNo w końcu jakiś konkretny plan i powiem Ci, że całkiem niezły ;)
OdpowiedzUsuńPokombinuj, bo chyba warto? Nic Cię tu nie trzyma. Daj znać jak egzamin!
au pair to fajna sprawa - ale ja też nie lubię dzieci, wiec doskonale Cię rozumiem. trzymam kciuki, wszystko się ułoży - jest mnóstwo opcji ;)
OdpowiedzUsuńno wiadomo, że bycie au pair to jakieś wyzwanie, jeżeli naprawdę nie chcesz się go podejmować to przecież nikt Cię nie zmusi, to tylko taka alternatywa :)
OdpowiedzUsuńpowodzenia!
a ze zdrapkami to tak jak piszesz, wrzucałam wrzucałam i tak nic nie wygrałam :D