niedziela, 9 grudnia 2012

Veggie and the city, veggie and the country

Hmmm, po wizycie w knajpie Mateusza, a także po wczorajszej wizycie w moim osiedlowym sklepie spożywczym sieci Społem doszłam do wniosku, że czasami wegetarianie nie mają łatwego życia. Zwłaszcza, jeśli są "ortodoksyjni" i oprócz braku mięsa w jedzeniu szukają także braku:tłuszczu wieprzowego, tłuszczu wołowego, koszenili czy żelatyny wieprzowej. Tym niejedzeniem żelatyny itp. zaraziłam się od mamuśki...I niejedną godzinę spędziłyśmy w sklepie, czytając napisane najczęściej drobną czcionką etykiety i analizując:da się to zjeść czy nie? Do szału doprowadza mnie też to, że najlepiej byłoby nauczyć się na pamięć tablicy dodatków "E", bo gdy widzę na etykiecie np."E266", nigdy nie wiem, czy to nie jest dodatek z jakichś biednych zwierząt. Tak trudno byłoby napisać zamiast nieszczęsnego E266, np. "koszenila", "coś-tam-dekstryna" or whatever?
Bycie wegetarianinem w małym mieście, a moje do takich się zalicza, bywa trudne. W topornych restauracjach najczęściej możesz liczyć na zupę pomidorową albo frytki, a gdyby jeszcze chcieć zapytać panią z obsługi, czy nie dała do tej zupy np. kostki rosołowej, zgromi cię wzrokiem. Koszmar. Na szczęście sytuacja się zmienia, są knajpy tak jak ta, którą ostatnio ciągle wspominam-ale widać, że robią ją młodzi ludzie. Tu nie ma zupy pomidorowej w nudnej wersji i frytek z surówką. Choć nie jest to przybytek stricte wegetariański, można tam zjeść fajne rzeczy bez mięsa. I to rozumiem... Niestety, jedna jaskółka wiosny nie czyni, a i-przy całym moim życzeniu im wszystkiego najlepszego-nie wróżę im długiej kariery. Nie w moim zacofanym i dość biednym mieście.
Zazdroszczę ludziom z Poznania, Wrocławia, Gdańska dostępu do GreenWay'ów i innych tego typu cudów. Nawet nie wiecie, jakie macie szczęście...
Z żalem czytałam kiedyś wywiad z aktorką, niejaką Justyną Grzybek, w gazecie "Vege". Pani ta mieszka w Londynie i to pierwszy powód mojej zazdrości. Powód drugi to zdanie w stylu:"Trafiłam do Londynu i jest cudownie-wszystko jest tutaj opisane, czy jest stosowne dla wegetarian/wegan..."-itp., itd. Dlaczego za granicą mogą, a u nas nie? Czy wrzucenie na etykietę sympatycznego zielonego "v" tyle kosztuje? I jak długo będę mieć jeszcze swój odwieczny dylemat, odwiedzając stoisko z jogurtami i widząc truskawkowy/malinowy/jakiś w tym guście:"Jest ta cholerna koszenila, czy nie?", po czym z żalem stwierdzać:"Jest" i odkładać? Pewnie jeszcze długo...
A już wczoraj cholera mnie brała w tym nieszczęsnym społem. Chciałam kupić sobie coś w słoiku typu fasola w sosie pomidorowym. Biorę jeden słoik-tłuszcz wieprzowy. W drugim-to samo. Spędziłam tam mnóstwo czasu, a wybór drastycznie się kurczył. Takie emocje to nie dla mnie. Chciałabym mieszkać w dużym mieście, z dużym wyborem, albo za granicą, gdzie człowiek, który nie je mięsa, jest traktowany normalnie, a nie jak jakiś świr.
PS. Zastanawiam się nad założeniem blogu z recenzjami kulinarnymi knajp z mojego miasta pod względem dań bez mięsa i ofert sklepów z uwzględnieniem dla ludzi niemięsnych. Pytanie, czy ktoś z mojego miasta by to czytał, i czy miałoby to w ogóle sens...

7 komentarzy:

  1. Heh, nie będę Ci się wbijać do domu :D chciałam Ci coś na osłodzenie życia wysłać, skoro i tak robię akcję "Podaj dalej", żebyś się z czegoś ucieszyła trochę ;P
    Nie mogłabym być wegetarianką ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Stwierdzam, że ktoś z Twojego miasta by to czytał :)
    Świetny pomysł!

    OdpowiedzUsuń
  3. przez trzy lata nie jadlam miesa wiec cos o tym wiem
    zelatyna wieprzowa pojawia sie w wiekszosci jogurtow
    a te wszystkie E sa cholernie rakotworcze ale co w dzisiejszych czasach nie jest?
    jednak dla mnie najwiekszym problemem byla rodzina
    wszyscy mnie osmieszali i obrazali

    OdpowiedzUsuń
  4. ja mięso jem raz na ruski rok :P

    OdpowiedzUsuń
  5. co do wegetarianizmu - nie jestem, jadam szynkę, kiełbasę i inne. mięsa nie lubię, ale czasami zjem. ale na pewno wegetarianką nie jestem :P
    a co do bloga... jeżeli znalazłaś grupę ludzi ze swojej okolicy to na pewno ma sens :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie dlatego z rodzicami się kłócę i tym bardziej robię po swojemu, to działa ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Walcz dalej - mamie możesz powiedzieć, że chcesz sobie poukładać własne życie po swojemu, przypomnij jej też, że nie masz 5 lat i jesteś za siebie już odpowiedzialna.

    OdpowiedzUsuń