czwartek, 28 listopada 2013

Versatile Blogger. Let's fly away with me, czyli nieśmiała próba powrotu.

Tak, wiem, za rzadko ostatnio piszę, co wytknęła mi escapologist...Tak się jednak składa. Niestety, brak nastroju, brak weny, brak pomysłu na posty...Niewiele się też w moim życiu dzieje. Szukam pracy, rozsyłam CV-jedno całkiem niedawno-i nic. Dopada mnie jesienna nuda, monotonia, wątpliwości, czy jeszcze będę pisać, jeśli tak, to o czym, i kiedy o czymś sensownym. Ale...To tylko moje życie, moja nuda, moja beznadzieja i tylko ja mogę się starać coś z tym zrobić. Wracając do tematu, esc nominowała mnie do Versatile Blog Award, za co bardzo, bardzo, bardzo Jej dziękuję. Teraz wypadałoby przytoczyć jakieś wyjątkowe fakty na swój temat...Nie wiem, jak mi to wyjdzie, ale postaram się.
1. Nie robię absolutnie żadnego makijażu. U kobiety to dość dziwne. Nie jest tak jednak dlatego, że taka jestem śliczna, tylko nie umiem się malować i szkoda mi kasy na kosmetyki.
2. Bez mrugnięcia okiem jestem w stanie wydać np. 400 zł na bilet na mecz, ale szkoda mi 40 zł na coś do ubrania.
3. Sama, bez pomocy lekarza, dietetyka etc., schudłam 20 kilo...
4. ...ale teraz, w przeciwieństwie do większości kobiet, nie jestem ciągle na diecie.
5. Gdybym mogła, żywiłabym się tylko jogurtami.
6. Marzy mi się posiadanie motocykla i przejechanie na nim całej Szwecji, Irlandii i Wielkiej Brytanii.
7. To chyba nie aż takie dziwne, ale...marzy mi się posiadanie własnego klubu żużlowego. Pewne doświadczenie w zarządzaniu firmą mam, więc może jakoś dałabym sobie radę?
Do nagrody nominuję:
Patrycję Michniewicz-Jarosz, bo jest kochana i jedyna w swoim rodzaju.
Kocię, bo ma swój fantastyczny styl.
Pannę Karinę, bo jest sobą
i...wybaczcie, ale na razie tylko tyle nominacji przychodzi mi do głowy. Jeśli wymyślę, dodam nowe później. Może być?
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No dobrze, teraz coś bardziej osobistego. Piszę teraz tak rzadko, bo po prostu nie wiem, co mogłoby Was zainteresować. Siedzę w domu, jak opętana przeglądam ogłoszenia o pracy, póki co-bez rezultatu. Nie wiem, co będzie dalej. Każdy dzień to dla mnie walka o to, by nie siedzieć i nie gapić się na ścianę. Obsesyjnie zabijam nudę, oglądając stare mecze żużlowe i czytając książki, ale długo tak nie pociągnę, zresztą kasy z tego nie będzie...Nie wiem, naprawdę nie wiem, jak organizować sobie życie.
A skoro już tu jestem, "zarzucę" Wam temat książki, którą przeczytałam ostatnio. Jest to "Howard Hughes. Brawura szaleństwo tajemnica" Charlesa Highama. Kto oglądał film "Aviator" z Leonardo Di Caprio, łapka do góry. Książka jest biografią bohatera tego filmu. Robota rzetelna, autor zadał sobie dużo trudu dotarcia do osób i dokumentów związanych z bohaterem książki. Sam Hughes to bardzo ciekawa postać, wyznawca naczelnej zasady pt. jestem bogaty, to nie chcę, by życie było nudne. Jego życiowe hobby stanowiło lotnictwo, film i kobiety. O ile jako lotnik miał na koncie sukcesy, jak rekordowy przelot na swoje czasy dookoła świata (liczb nie podam, nie mam głowy do cyferek), za co był hołubiony, w dwu pozostałych dziedzinach szło mu gorzej. Filmy, które tworzył, raczej nie zostawały wielkimi kinowymi hitami, a jedyne motywy, które te filmy tworzyły, to seks i przemoc. Kobiety...Z nimi też nie szło mu najlepiej-miał na koncie dwa nieudane małżeństwo, z czego jedno jako 18-latek, z koleżanką z dzieciństwa. Oprócz tego przez jego łóżko przewinęło się mnóstwo mniej lub znanych osób płci obojga-w tym Cary Grant czy Katherine Hepburn. Książkę czyta się średnio-jest tam zdecydowanie zbyt wiele obrzydliwych szczegółów, takich jak kolekcjonowanie przez H.H. słoików z własnym moczem...Dziwny był z niego człowiek, z tymi fobijkami, romansami i fanaberyjkami a'la rozpieszczony chłopczyk, ale kto bogatemu zabroni? Jeśli kogoś interesuje taka tematyka, może przeczytać. Niejednokrotnie można się zaskoczyć, zniesmaczyć, ale...takie jest ryzyko czytania biografii:) Moja ocena to 3+. Nie za warsztat, a-może nieco niesprawiedliwie-za treść...
Dziękuję, że jesteście. Postaram się odzywać częściej i nie staczać się w otchłań doła. Pierwsze będzie łatwiejsze, drugie mniej, ale spróbuję. Całuję Was bardzo i pozdrawiam. Do "kiedyś". Buziaki.

5 komentarzy:

  1. Też mam wieczny problem z weną - raczej jej brakiem, całkowicie rozumiem i usprawiedliwiam Cię w stu procentach. Pisz częściej, będę czekać! : )

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję za nominację ;*
    Czy nie szkoda mi napojów gazowanych i mleka? Trochę szkoda, bo np. na imprezach często są tylko gazowane napoje, a w ogóle lubię kakao lub kawę z mlekiem, a tego też mi nie można, bo zaraz ból w jelitach nieopisany.

    Aviator? Leciał tyle razy w tv, a ja go w ogóle nie oglądałam. To, że siedzisz cały czas w ogłoszeniach, jest dobrą sprawą, fajnie, że się tym interesujesz, coś w końcu się znajdzie dla Ciebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. widzę, że potrafisz być bardzo zdeterminowana jeżeli naprawdę chcesz, zrzucenie 20 kilogramów to jest naprawdę osiągnięcie! wydawanie wielkich sum na bilety (choć w moim wypadku festiwalowe) całkowicie rozumiem i mnie też jest szkoda na ubrania :D
    fajnie, że odpowiedziałaś tak szybko :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To w takim razie życzę spełnienia marzeń: motocykla, klubu żużlowego i podróży. I przede wszystkim pracy - zobaczysz, że niedługo znajdziesz i będziesz tęsknić za dniami wolnymi, także korzystaj teraz :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mi też szkoda kasy na ciuchy, ale za to chętnie wydaje je na książki :D Co do makijażu to jest to kwestia wprawy i tyle :)

    OdpowiedzUsuń